– Co ja mogę zrobić skoro zawodnicy nie chcą – tłumaczy szkoleniowiec. – W czwartek na zajęciach miałem tylko dziewięciu piłkarzy. Trenowałem różne drużyny, które były na dnie, ale z czymś takim jak w Poniatowej jeszcze się nie zetknąłem. To jak zderzenie ze ścianą. Żeby ruszyć tu do przodu trzeba chyba Davida Copperfielda, a ja nim nie jestem iluzjonistą tylko uczę ludzi grać w piłkę.
Kozłowski nie ukrywa, że jest już poirytowany całą sytuacją. – Jak zauważę, że nie mam radości z tego co robię to zrezygnuję. Jeszcze mam w sobie pewne pokłady cierpliwości. W Szczebrzeszynie jest szansa na jakieś honorowe punkty. Ale musi zależeć na tym wszystkim piłkarzom, a nie tylko grupce czterech czy pięciu – podkreśla trener Stali.
Źródło: Dziennik Wschodni